Przez internet przetacza się burza z powodu informacji, że wolontariusze Światowych Dni Młodzieży będą ponosili opłaty za to, żeby w ogóle być wolontariuszami. Zaczęła wielka afera, która dowodzi, że najwięcej do powiedzenia w tym temacie mają ci, którzy się w nim w ogóle nie orientują.
Dlatego chciałbym też coś do tematu tego wolontariatu dodać, jako ktoś, kto trochę wolontariatu w życiu już zorganizował. I jako protestant, który ma i do ŚDM i do samego Kościoła Katolickiego stosunek obojętny. Nie mój cyrk, nie moje małpy.
Po pierwsze, wolontariat w swej naturze i konstrukcji prawnej jest dobrowolny. To każda osoba zainteresowana wolontariatem decyduje po poznaniu szczegółów, czy chce w niego wchodzić, czy nie. To od niej zależy, czy zgadza się na warunki stawiane przez organizatora.
Po drugie, w niektórych przypadkach wolontariat jest odpłatny i nikogo to nie dziwi. Powszechnym zjawiskiem w wolontariacie długoterminowym oraz zagranicznym jest fakt, że wolontariusz musi we własnym zakresie ponieść opłaty za swoją podróż. W niektórych przypadkach także ponieść koszty swojego zakwaterowania i wyżywienia. W przypadku wyjazdu za granicę często po stronie wolontariusza zostają koszty szczepień, wyrobienia paszportu i opłaty wizowe.
Podobnie rzecz się ma w przypadku festiwali muzycznych i dużych wydarzeń sportowych. Wiele z nich odbywa się przy angażowaniu wolontariuszy, którym zapewnia się na przykład tylko 1 posiłek dziennie, o ile w ogóle się go zapewnia, a wolontariusze muszą dojechać na miejsce na własny koszt.
Wolontariusze wiedzą o tym i nie stanowi to dla nich przeszkody – po prostu wolontariat jest dla nich na tyle interesujący, że się na niego decydują ponosząc takie opłaty z własnej kieszeni. Przy czym za wszystkie dobra i usługi płacą samodzielnie, a nie poprzez organizatora.
Mało tego – wolontariusze są w stanie samodzielnie ponieść jeszcze większe opłaty, żeby móc identyfikować się z organizatorem wolontariatu, jeśli czują taka potrzebę. Jako wolontariusze Stadionu Narodowego sami zapłaciliśmy za wyprodukowanie naszych wolontariackich bluz z kapturem. Nie dlatego, że musieliśmy, bo nie są one w wolontariacie potrzebne. Mamy je tylko po to, żeby móc się identyfikować z wolontariuszami i Stadionem „na mieście” – dla własnej przyjemności.
Po trzecie, jest to pierwszy znany mi przypadek, kiedy opłaty te postanowił skanalizować organizator. Dla mnie jest to zrozumiałe, bo chaos wywołany jednoczesnym poszukiwaniem noclegu przez kilka tysięcy wolontariuszy zakończyłby się absolutną klęską organizacyjną. Wolontariusze zamiast szukać na własną rękę i płacić indywidualnie – płacą organizatorowi, który robi to za nich i dla nich. To rozumiem, ale…
Po czwarte, jest coś takiego jak PR, który pozwala na przejrzyste wytłumaczenie wszystkim interesariuszom podstawy takiej decyzji i tego w jaki sposób będzie ona wdrażana, żeby uniknąć najgorszego, co się może stać – czyli powiązania wolontariatu z działalnością komercyjną na zasadzie „wolontariusz płaci za wolontariat”. Niestety organizator pokazał, że na PR się nie zna i ma teraz niezły „pożar” do gaszenia.
Po piąte, jeśli chce się uniknąć takich oskarżeń o „odpłatny wolontariat”, to oprócz odpowiedniej komunikacji potrzebne jest też odpowiednie rozliczenie. I tu potrzebne jest słowo, które w działaniu Kościoła Katolickiego musi się wreszcie pojawiać w szerszym zakresie – przejrzystość. O tym jak zostały wykorzystane zgromadzone od wolontariuszy środki powinniśmy więc dowiedzieć się po zakończeniu ŚDM.
Podsumowując – to co zaproponował organizator ŚDM jest praktyką zgodną z prawem i spotykaną, chociaż w innych formach. Natomiast sposób zakomunikowania o niej nadaje się do podręczników PR do rozdziału „Jak strzelić sobie w kolano”.
Opłata za pomaganie by Karol Krzyczkowski is licensed under a Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 4.0 International License.