W części pierwszej omówiłem najważniejsze moim zdaniem mity wokół wolontariatu. Jednak jest ich więcej niż 2, dlatego dziś kontynuuję dość ciekawą moim zdaniem analizę tych wszystkich zjawisk, jakimi obrósł wolontariat.
Mit 3 – wolontariusz jest z natury dobry
Krytyczne spojrzenie, które powoli przebija się w świadomości. Oceniać dobroć człowieka po wolontariacie, to tak jak próbować ocenić czyjąś dobroć w zależności od tego czy pracuje na umowie o pracę, czy na umowie zleceniu.
Utarło się, że wolontariusz zawsze pomoże, nawet jeśli będzie to wbrew niemu – może stąd duża część dotycząca asertywności podczas szkoleni niektórych wolontariuszy. Albo, że jak ktoś nam czegoś nie pozwala zrobić, to jak pójdziemy do wolontariusza, to nam na pewno pozwoli, bo wolontariusze są dobrzy – to najczęściej w trakcie imprez masowych.
A już na pewno wolontariusz nie zrobi nic złego i nam nie zaszkodzi.
Jak jest naprawdę
Wolontariusz jest takim samym człowiekiem jak każdy z nas. Ma takie same motywacje i takie same opory przed robieniem niektórych rzeczy. Ma swoją odporność na stres i może nie być asertywny.
Może więc się zdarzyć, że decyduje się robić coś wbrew sobie, co niekoniecznie wychodzi mu lub nam na dobre. Może nie wytrzymać obciążenia i może skończyć się to jego odejściem lub wybuchem emocji. Wolontariusz dobry, to wolontariusz, który wykonuje swoje obowiązki i nie robi ich wbrew sobie.
Szczególnie, że „dobroć” wolontariusza jest nagminnie oceniana przez to, czy to nam jest dobrze, a nie czy wolontariusz dobrze się z tym czuje. A wolontariusz ma prawo powiedzieć jasno i stanowczo nie, nie zrobię tego. Czy to znaczy, że jest zły?
Druga rzecz, to kwestia weryfikacji potencjalnych wolontariuszy. Centra Wolontariatu maja tę możliwość, że sprawdzają w możliwym zakresie, czy z wolontariuszem były jakieś problemy. Jednak daleko nam do tak zaawansowanej weryfikacji wolontariuszy, jak w niektórych krajach, gdzie na przykład wolontariat z dziećmi może być realizowany tylko po przedstawieniu zaświadczenia o niekaralności. U nas taka możliwość też istnieje, ale uzyskanie zaświadczenia wymaga zachodu i jest płatne, z jednym wyjątkiem. Przyjazne państwo, kurde bele…
Dlatego nie zawsze mamy możliwość sprawdzenia, czy wolontariusz chcący pracować w finansach nie był karany za przestępstwa finansowe, pracujący z grupą nie był karany za pobicie w afekcie, a chcący pracować z dziećmi nie był karany za pedofilię. W tym ostatnim przypadku każdy pośrednik wolontariatu wie, że osoby deklarujące chęć pracy z dziećmi, które nie maja ani doświadczenia, ani wykształcenia, ani rekomendacji są zwyczajowo odsyłane do innych prac (dmuchamy na zimne!). Ale co jeśli taka osoba ma wykształcenie, rekomendacje albo doświadczenie?
Zasada ograniczonego zaufania powinna obowiązywać zawsze i wszędzie. Mit obalony.
Mit 4 – bieganie z puszką to wolontariat
Mit wykreowany do spółki przez WOŚP, Centra Wolontariatu i Ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. To, jak ewoluował ten mit jest sprawą o tyle ciekawą, że doczeka się wkrótce osobnego wpisu.
Pierwsza definicja wolontariatu była oficjalnie wprowadzona w 1993 roku przez formujące się Centrum Wolontariatu. Było ono realizowane przy wsparciu wolontariuszy ze Stanów Zjednoczonych, dlatego definicja wolontariatu, nieistniejącego i nieuregulowanego wtedy jeszcze w Polsce, była zaadoptowaną definicją amerykańską. Wolontariatem była świadoma, dobrowolna i bezpłatna praca na rzecz innych wychodząca poza związki rodzinno – koleżeńsko – przyjacielskie. Definicja ta obijała się już wcześniej gdzieś w trzeciosektorowym obiegu, ale dopiero Centrum Wolontariatu wzięło się za jej upowszechnienie wraz z promocją idei wolontariatu.
Również w 1993 odbył się pierwszy finał WOŚP polegający wtedy jeszcze na dość spontanicznej zbiórce publicznej. Zbiórka bazowała na Ustawie o zbiórkach publicznych, która oprócz szczegółowego opisu obowiązków i kształtu samej zbiórki nie zawierała żadnej definicji osoby, nazywając je „osobami przeprowadzającymi zbiórkę”. Nie trzeba było czasu, żeby nazwać ich wolontariuszami, co zresztą pasowało do istniejącej i promowanej definicji wolontariatu. Narodzili się „wolontariusze WOŚP”, a wolontariat uzyskał nowy wymiar.
Tymczasem w 2004 w życie weszła Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, która zawarła szczegółowe regulacje prawne wolontariatu i wprowadziła nową, umocowaną ustawowo definicję wolontariatu i wolontariusza. Efektem ubocznym Ustawy jest to, że zgodnie z jej zapisami osoba realizująca zbiórkę publiczą nie jest wolontariuszem – bo w swoich działaniach nie podlega pod Ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, ale pod Ustawę o zbiórkach publicznych. Inne prawo, inne zasady, inne obowiązki.
I tu się zrobił straszny rozjazd między tym, co funkcjonowało społecznie a nową normą prawną. Rozjazd ten trwa do dzisiaj, powodując zamęt we wszystkich badaniach wolontariatu w Polsce.
Jak jest naprawdę
W rzeczywistości osoba biegająca z puszką podczas każdej zbiórki publicznej, zgodnie z obowiązującym prawem nie jest wolontariuszem. Nie podlega pod zapisu ustawowe jak normalni wolontariusze, na organizatorze nie ciążą ustawowe obowiązki związane z jej ubezpieczeniem i umową o współpracy.
Nawet po uchwaleniu w 2014 Ustawy o zasadach organizacji zbiórek publicznych sytuacja ta się nie zmieniła, bo ustawodawca nie zdefiniował żadnej nowej nazwy dla osoby uczestniczącej w zbiórce. Prawidłowa nazwa to językowy maszkaron „osoba przeprowadzająca zbiórkę publiczną”. Sporadycznie spotykam się też z określeniami „kwestarz” lub „kwestujący”, ale jakoś nie mogą się one przebić do powszechnego obiegu.
Pomimo wykluczenia ustawowego nadal nazywamy osoby biegające z puszkami „wolontariuszami”. Jest to już tak utarty i uleżany językowo termin, że nie wyobrażam sobie, że któregoś roku WOŚP nie będzie rekrutował „wolontariuszy” do Wielkich Finałów. Tak jest i niezależnie od tego co wymyśli ustawodawca nawyków ludzi nie zmieni.
Mit obalony. Co wcale nie znaczy, że nagle zniknie, bo tego tak łatwo się już nie da odkręcić.
Zamieszanie wokół zbiórek wywołuje także kolejny groźny mit – niektórzy uważają się za wolontariuszy, jeśli wrzucą pieniądze do puszki…
Mit 5 – bezpośrednia pomoc innej osobie to wolontariat
Mit o genezie podobnej do mitu z puszką i jednocześnie kolejny przykład na to, że regulacja ustawowa nie zawsze znajduje posłuch w normach określonych przez społeczeństwo. Co gorsza mit ten nie jest odczuwalny dla wolontariuszy, ale komplikuje życie osobom potrzebującym.
Pierwotna definicja wolontariatu, jako świadomej, dobrowolnej i bezpłatnej praca na rzecz innych wychodzącej poza związki rodzinno – koleżeńsko – przyjacielskie jak najbardziej promowała bezpośrednią pomoc wolontariuszy potrzebującym. Centra Wolontariatu oferowały dopasowanie pomocy 1 do 1, poprzez łączenie potrzebujących i wolontariuszy. Było to działanie, które w latach 90 realizowała całą formująca się Ogólnopolska Sieć Centrów Wolontariatu.
W 2004 roku wraz z wejściem w życie Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie świat wolontariatu bardzo się zmienił. Zgodnie z literą ustawy wolontariat jest możliwy tylko i wyłącznie między osobą – wolontariuszem, a korzystającym – instytucją lub organizacją posiadając osobowość prawną. Wszelkie inne działania, jak bezpośrednie łączenie wolontariuszy z ludźmi przestały być wolontariatem.
Jak jest naprawdę
Wszyscy przedstawiciele Centrów Wolontariatu lobbowali właśnie za takim rozwiązaniem, jak to przyjęte w ustawie. Nie, nie po to, żeby nagle podciąć gałąź na której siedzą i zostać bez połowy organizowanego wolontariatu. Ale po to, żeby w łańcuchu wolontariusz – odbiorca pojawił się dodatkowy podmiot, który weźmie na siebie kwestie weryfikacji odbiorcy i zapewnienie właściwego przebiegu wolontariatu. Centra Wolontariatu, działające jako biura pracy dla wolontariuszy nie miały ani takich możliwości, ani narzędzi.
Pomoc innym osobom jest nadal możliwa, ale tylko wtedy, kiedy są oni członkami lub beneficjentami jakiejś organizacji lub instytucji. Wtedy wolontariusz działa nie bezpośrednio na rzecz odbiorców, ale na rzecz instytucji, przez którą jest kierowany do konkretnej osoby.
Regulacja ustawowa spowodowała znaczny przyrost Lokalnych Centrów Wolontariatu, które zaczęły powstawać przede wszystkim w Ośrodkach Pomocy Społecznej, angażujących wolontariuszy do pomocy wszystkim potrzebującym ze swoich gmin, przy kontroli i monitoringu pracowników socjalnych. Program Wolontariat w OPS jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych programów Ogólnopolskiej Sieci Centrów Wolontariatu. W samym województwie mazowieckim blisko połowa OPSów organizuje i wspiera wolontariat.
Jedyny problem związany z mitem dotyczy wszystkich osób potrzebujących, które szukają pomocy wolontariuszy. Jeśli trafią do Centrów Wolontariatu najczęściej muszą być odesłane do Ośrodka Pomocy Społecznej, który się nimi zajmie. Całe szczęście takich przypadków przynajmniej w Warszawie jest z roku na rok coraz mniej, ponieważ pracownicy socjalni już podczas zbierania wywiadów informują, że dana rodzina mogłaby skorzystać z pomocy wolontariuszy i w tym celu ma się kontaktować z koordynatorem w OPS.
Czy więc pomoc drugiej osobie to wolontariat? Jeśli jest zorganizowany z wykorzystaniem organizacji pośredniczącej – jest jak najbardziej wolontariatem.
Ale jeśli pomagamy zupełnie nieznanej osobie bezpośrednio, bez korzystania ze struktur OPSów i innych organizacji z którymi podpisujemy umowę, to nie jest to formalnie rzecz biorąc wolontariat. Co nie znaczy, że działanie takie nie jest słuszne czy dobre. Tylko jest czymś, co możemy nazwać dobroczynnością. Mit obalony.
Czy to wszystkie mity wolontariatu?
Nie, za dobrze by było. Jest jeszcze kilka i sukcesywnie będą trafiały na bloga.
Zapraszam do trzeciej części mitów wolontariatu.
A może znasz jeszcze jakieś mity, albo sytuacje, które wydają ci się mitami wolontariatu? Podrzuć mi je w komentarzach, przyjrzę się im.
Zdjęcie: Unicorn, autor: Antranias licencja: CC0
Mity wolontariatu – część druga by Karol Krzyczkowski is licensed under a Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 4.0 International License.